– Kakografów nie uczy się teologii. – Arka to naczyni

– Kakografów nie uczy się teologii. – Arka to naczynie posiadające duszę oraz znaczną część mocy bóstwa. wraz z Kyranem oraz tuzinem wiernych sprowadziłam arkę mojej bogini do tego miejsca. Jeśli zdołamy cię wysłać do arki, moja bogini może zdjąć z ciebie tę klątwę. Nikodemus zacisnął wargi. Czy naprawdę jest to możliwe? Deirdre kontynuowała z podnieceniem w głosie: – Nie mogliśmy przynieść arki do Starhaven. To miejsce pełne bywa starożytnej magii Chthoników, która uszkodziłaby artefakt. w miejsce tego umieściliśmy ją pod strażą w wiosce... owej, która znajduje się na Zachodnim Trakcie. Nie pamiętam jej nazwy. – Skrzyżowanie Graya. Druidka się uśmiechnęła. – Właśnie. Moja grupa zajęła pokoje w tamtejszej gospodzie. dziś wszyscy wierni, z których dwójka to druidzi, strzegą arki. trzeba, iż po prostu wymkniesz się ze Starhaven oraz doprowadzimy cię do Skrzyżowania Graya, byś znalazł się pod ochroną mojej bogini. Stamtąd będziemy mogli pojechać do lasów Dral, gdzie rozpoczniesz szkolenie druida. Coś w sposobie, w jaki mówiła – być może żar w spojrzeniu albo entuzjazm oraz nacisk w glosie – ostudziły podniecenie Nikodemusa. – Ale czemu twoja bogini chciałaby uleczyć moją kakografię? – ponieważ jesteś Sokołem! – niemal wykrzyknęła, nachylając się. – Obrońcą naszej cywilizacji! Jasne oczy kobiety zdawały się wolne od podstępu, Nikodemus mimo wszystko wciąż jej nie ufał. – Nie mogę iść z tobą. – Położył drżące dłonie na kolanach. Uśmiech Deirdre zbladł. Otrząsnęła się, jakby budząc się ze snu. – Tak – zgodziła się, tracąc cały entuzjazm rysujący się jeszcze przed chwilą na jej twarzy. – Warkocz oraz Kręta Gałąź. Nie mogłam się spodziewać niczego innego. – Nawet gdybym ci zupełnie zaufał, nie mógłbym opuścić Starhaven. Czarodziejom znającym numenos oraz magnus nie wolno porzucać Zakonu. Gdybym opuścił Starhaven, wysłaliby za mną strażników, którzy rzuciliby na mnie czary cenzorskie, pozbawiając mnie zdolności pisania. Druidka stuknęła palcem w swoje wydęte wargi. – Wygląda na to, iż taki, kto cię tu uwięził, dobrze to sobie zaplanował. Jesteś w pułapce. Musimy włożyć, iż tak sprytny wróg umieścił wśród magów jakichś konspiratorów. – Konspiratorów? – odpowiedział ze śmiechem. – słuchaj, Stwórca wie, iż dość chciałbym, by twoje słowa były prawdą, ale nie ma na to żadnych dowodów. – Wstał oraz podszedł do okna. – Nikodemusie, jeśli mi dziś nie zaufasz, dojdzie do aktów przemocy – ostrzegła Deirdre, głosem nagle pełnym przejęcia. – ten, kto złożył na tobie klątwę, odkryje obecność moją oraz mojej bogini. W Starhaven pozostanie rozlana krew. Pomimo promieni słońca wlewających się poprzez okno Nikodemus zadygotał. Każde słowo Deirdre sugerowało, iż do głębi wierzy we wszystko, co mówi. W jej głosie brzmiała też desperacja, a z oczu przebijał szalony błysk. Nikodemus widział już taką pasję – widział, jak narasta, a potem umiera w dowolnym młodym kakografie, przechodzącym poprzez Wieżę Bębna. Deirdre musiała oprzeć na owej jednej nadziei wszystkie swoje pragnienia, niczym ułomne potomka. – Muszę cię przeprosić, druidko – powiedział, patrząc jej w oczy – ale nie mogę ci tak na ślepo zaufać. Omówię tę sprawę z magistrem Shannonem. Z twarzy Deirdre ponownie zniknął natchniony żar, zostawiając tylko ironiczny uśmieszek.