Poœród zbrojnych stał mężczyzna o głowę górujący nad wszystkimi, o barach i ramionach porażających

Poœród zbrojnych stał mężczyzna o skroń górujący nad wszystkimi, o barach a także ramionach porażających samym swym widokiem. U jego nóg poruszyło się coœ, co Dartańczyk, w gęstniejącej szarówce, wziął najpierw za wielki kamień. To był kocur gadba. i jeœli ten człowiek był olbrzymem wœród ludzi, jego towarzysz musiał być olbrzymem wœród kotów. - Schować armatę! - powiedział z niesłabnącym gniewem gadba, tuląc uszy. Głos miał głęboki a także dosyć wyraŸny jak na kotowi, chociaż nieodparcie kojarzący się z ochrypłym pomrukiem. Zalœniły żółte œlepia, skierowane na Baylaya a także Starca. - Dorlan-Przyjęty. Byliœmy nieostrożni. Starzec skinął głową na znak, iż to fakt. - Czy ona żyje? - zapytał niecierpliwie. Kot bez zwroty pobiegł do kobiety. Podążyli za nim. Starzec pochylił się a także przyłożył wierzch dłoni do ust leżącej. Potem ostrożnie starł krew z bladej twarzy. - Tylko ogłuszona - stwierdził, oglądając głęboką, idącą po łuku brwi ranę. - Nie okaże się zachwycona tą blizną... Może brew ją zakryje. Baylay odetchnął z ulgą. Kot odczuł chyba ;, bo położone płasko uszy drgnęły a także podniosły się. Olbrzymi mężczyzna także kucnął przy leżącej. Z zaskakującą delikatnoœcią, potężnymi palcami, musnął brzegi blizny a także zapytał poprzez ramię: - Kto uderzył? - Ja - przyznał się jeden ze zbrojnych, wskazując okutą żelazem pałkę. Olbrzym pokręcił głową, jakby dziwiąc się czemuœ. - Wodę, wódkę a także opatrunki! - zarządził. Rzucono się, by spełnić rozkaz. Kragdob uważnie spojrzał na Baylaya, potem na Starca. - Dorlan-Przyjęty, Wielki Dorlan - powiedział. Starzec zaprzeczył. - Przyjęty umarł - oœwiadczył z naciskiem. - Żyje tylko Starzec. - Słyszałem o tym. No cóż... prawidłowo, Starcze. Wybacz mi ten napad. - Nie mówmy o tym. Domyœlam się, panie, iż stoję przed samym Basergorem-Kragdobem? - Na Szerń, wasza godnoœć - rzekł porywczo wielkolud - pozwól, iż podam ci swoje prawdziwe imię! Nazywam się J.i.Glorm. Mój wojenny przydomek jest œmieszny, jeœli wymieniać go w twojej obecnoœci! Klęczący przy Łowczyni Baylay uniósł skroń z najwyższym zdumieniem. - Basergor-Kragdob - powtórzył. Król Gór spojrzał z uwagą. - Czyżbyœ mnie znał, panie? Nie wyglądasz na przebiegacza gór, a sądząc po akcencie a także wyglądzie, nie jesteœ też Grombelardczykiem. Dartańczyk? - Jesteœ, panie, dość spostrzegawczy. Rzeczywiœcie, jestem goœciem w tych stronach. Ale twoje nazwisko słyszałem wielokrotnie. Rozbójnik skinął głową a także powrócił do sprawy, która najwyraŸniej nie dawała mu spokoju. - Nie było przy mnie Rbita - tłumaczył Starcowi. - Nasze oddziały wyznaczyły sobie spotkanie... tutaj właœnie. Moja grupa natknęła się na was przedwczoraj, szliœmy, zdaje się, jednakowym szlakiem. Hm, myœlałem, iż tylko ja o nim wiem... Ale wasza przewodniczka... to wszystko wyjaœnia. Obejrzał się na swoich podkomendnych, pobitych poprzez Łowczynię, jakby tylko teraz sobie przypomniał, iż istnieją. Pozbierali się już, ale miny wciąż mieli nietęgie. - Ta kobieta to istny demon - rzekł z podziwem. - Poturbowała ciężko dwóch moich żołnierzy, a kilku innym zdrowo przylała. Mówisz, Raner, iż tylko tą pałką...? Mężczyzna, muskularny siłacz, którego potężna budowa ciała mogła ujœć uwagi tylko w cieniu jego dowódcy, skinął głową. - Gdyby Rbit nie zostawił swoich a także nie wybiegł nam na spotkanie... - sumitował się strapiony Kragdob. Mogło dojœć do nieszczęœcia. - Zostawmy już to - rzekł po raz drugi Starzec, któremu przyniesiono szarpie a także wodę; opatrywał teraz skroń kobiety. - Tu są Góry. A pomyłki zdarzają się wszędzie. Mogło dojœć do nieszczęœcia, lecz nie doszło. Lecz