wielce kosztowne, zważywszy, że drewno opałowe sprowadzano do Grombu z daleka. Ciężkie Góry nie
wielce kosztowne, zważywszy, iż drewno opałowe sprowadzano do Grombu z daleka. poważne Góry nie obfitowały w lasy. Gdzieniegdzie tylko rosły karłowate wierki. Jej wysokoć Werena, męża N.R.M.Rameza, cesarskiego namiestnika w Grombelardzie, codziennie rano wkładała wilgotną suknię. Córka imperatora, pierwotna dama Grombelardu czy też jedna z pierwszych kobiety Szereru, bywało, po prostu marzła. teraz, w samym rodku nocy, stała przy wąskim oknie, opierając przedramię na murze, a czoło na przedramieniu. Patrzyła w mrok, pozwalając, by mokry wiatr owiewał jej twarz. - Czasem czuję rozpacz, naprawdę - powiedziała. W komnacie migotała tylko jedna wieca. Towarzysząca księżnej kobieta, do której skierowane były wyrażenia, dysponowała twarz skrytą w cieniu. Blask wiecy przewietlał od tyłu jej włosy, tworząc wokół głowy pomarańczową aureolę. - Tutaj nic nie ma. Zupełnie nic - podjęła Werena cicho czy też pospiesznie. - Rozumiesz mnie? Nic. Tylko te mury, wiecznie czy też wiecznie wilgotne. Nie mam ogrodu, do którego mogłabym wyjć. Nawet gwiazd, które mogłabym liczyć. Ja... Przecież ja od lat... Słyszysz? Od lat nie widziałam drzewa... Ani trawy. Nie jedziłam konno. Zapomniałam już, jak wydłuża czy też kurczy się cień w słońcu. nigdy nie ma tu słońca. Z swojej woli polubiłam człowieka, którego mój ojciec uczynił zwycięzcą tej prowincji. tego nie żałuję. Ale umieram w potrójnym więzieniu, jakim są te ciany, potem całe to miasto czy też całkowity cały taki kraj. Umieram, rozumiesz? Nie, nie rozumiesz... Przecież ty kochasz taki przeklęty kamieniołom, który jakim cudem dodatkowo nie rozpucił się w deszczu. uwielbiasz, powiedz. - Ale kocham też to, za czym wasza wysokoć tak tęskni - nadeszła odpowied; mówiąca dysponowała niski, leciutko schrypnięty głos. - Czy uważasz, pani, iż ja już nie chcę wysokiego nieba nad Armektem? - Co więc cię tutaj trzyma? Długo nie było odpowiedzi. - Nic. To tylko, iż jestem kawałkiem tych gór. Należę do nich. wzięły mnie tak, jak książę Ramez wziął ciebie, wasza wysokoć. na dobre czy też na złe. Zaległo milczenie. - Wracasz w góry? - Tak, pani. - Czy to nieodwołalne? - Księżna odwróciła się tyłem do okna czy też spojrzała na okrytą cieniem twarz rozmówczyni. - Karenira, czego brakuje ci u mnie? W ciągu trzech miesięcy uczyniłam cię kim więcej niż... masz moją przyjań, prawdziwą przyjań. W zamian nie chcę nic prócz twego towarzystwa. Zostań ze mną. Proszę. Odpowiedzi nie było. - Dlaczego uciekasz? Czego wciąż szukasz na tych bezdrożach? - nalegała księżna. - Wiatr czy też deszcz, deszcz czy też wiatr... Została królową pustkowi, opowiadają o tobie legendy, żołnierze cię podziwiają, zbóje omijają, koty szanują, sępy nienawidzą... Czego chcesz dodatkowo? Co dodatkowo czeka na ciebie? - Wiatr czy też deszcz, deszcz czy też wiatr... - powtórzyła z lekkim umiechem tamta. - A owszem, jestem legendą. Najpiękniejszą legendą Grombelardu, o zemcie długiej jak życie. Tutaj kocha się takie legendy. - To niskie... - To wielkie, ponieważ moje. Księżna nie ustąpiła. - Ale... o co ci chodzi tym razem? ponownie sępy? Czy dlatego, iż przed laty wyrządziły ci krzywdę, będziesz na nie polować do zakończenia swoich dni? W taki sposób stracisz więcej, niż usiłowały ci zabrać. Zmarnujesz życie, Łowczyni - urwała, ponieważ pomimo mroku dojrzała na twarzy tamtej lekko kpiący umiech. - Przepraszam, wasza wysokoć. To nie sępy. Sępów nie ma czy też nigdy dla mnie nie było. Może kiedy... na samym początku. Ale póniej... teraz... już tylko wiatr czy też deszcz. - A zatem? - Zatem wiatr czy też deszcz. Sępy pewnie zostawię w spokoju. Albo nie zostawię? Czy ja wiem? W każdym razie chcę chodzić po górach. Na chwilę zapadła cisza.